poniedziałek, 11 lipca 2016

08. Trzeba wezwać przedsiębiorcę pogrzebowego.

  Było tu przyjemnie, chodź chłodniej niż na sali balowej.
  Bursztynowy, gęsty piasek okrywał ziemię, ciche dźwięki muzyki dochodziły z oddali, gdzieś tam rozbrzmiewał szum rozmów.
Pomyślałem że mały, otoczony glinianym murem skwer został pomysłowo zaprojektowany. Sunagekure pomimo braku zieleniny i drzew, stworzyła całkiem przytulne miejsce jedynie za sprawą skał i piaskowych głazów.
 Stałem samotnie w ciemności obok kamiennego cherubina z dzbankiem, z którego wylewała się woda, tworząc małą sadzawkę. Szmer wody wydał mi się milszy niż tony rozbrzmiewającej melodii. Przy fontannie stała ławka lecz na niej nie usiadłem.
Wsparłem się plecami o jedną z wystających skał i skrzyżowałem nogi, ciesząc się orzeźwiającym, świeżym powietrzem.
 Spojrzałem na księżyc o barwie kości słoniowej.
 - Tędy! - rozległ się nagle podniecony, męski głos.
Zabrzmiał tak blisko, że szybciej zabiło mi serce. Odruchowo sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni surduta, zaciskając dłoń na małym kunaiu, który na takie okazje zawsze tam nosiłem.
 Na obłożonej żwirem ścieżce rozległy się kroki. Kobieta i mężczyzna wyłonili się z ciemności i stanęli w poświacie księżyca, tuż przy cherubinie.
Rozluźniłem mięśnie. Nowo przybyli najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności.
Księżyc oświetlał ich niczym aktorów na scenie, mnie zaś osłaniał mrok.
  Prawdopodobnie umówili się na potajemne spotkanie. Cóż innego kazałoby mężczyźnie i kobiecie opuścić bankiet i szukać odosobnienia w ogrodzie. Para lub małżeństwo nie musiałaby się ukrywać..
Gdyby mnie zauważyli, sytuacja stałaby się niezręczna, pomyślałem znużony, mając szczerą nadzieję że spacerowicze rozmyślą się i pójdą dalej.
Miejsce w którym się znajdowałem było lepsze, niż pierwszy rząd w kinie. Chodź równie niedogodne.
 Nie miałem odwrotu. Za moimi plecami znajdował się wysoki mur okalający kamienny ogród. Dopóki ci dwoje nie odejdą, pozostaję uwięziony. Najmniejszy ruch spowoduje, że piasek pod moimi stopami zacznie się obsypywać i charakterystyczne trzeszczeć.  
Westchnąłem ciężko przygotowując się na chwilę krępującej w najlepszym razie, nudy.
Tak myślałem, dopóki wyraźniej nie zobaczyłem kobiety.
 - Gdzie jest to biedactwo ? - zapytała z troską w głosie, wypatrując czegoś w ciemnościach.
Cofnąłem się. To ona. Sakura! Nie mogło być pomyłki, wszędzie rozpoznałbym te różowe kudły!
 Od kiedy zobaczyłem ją dzisiaj pierwszy raz, nie zwracałem już uwagi na nikogo innego. Nie liczyła się Ino, którą naszła wielkoduszna ochota na uleczenie mojego “złamanego serca”, ani Nanami, próbująca złapać głębszy kontakt z - teoretycznie - swoim dzisiejszym partnerem.
  Oniemiałem.
 Po przedostaniu się z parkietu w swoje odosobnione miejsce pod ścianą, liczyłem na odrobinę spokoju. Bardzo widowiskowo przegrałem konfrontacje z Sakurą. A ja nienawidziłem przegrywać.
  - Załatwiła cię. - odezwał się przyjaciel różowowłosej, Kankuro. Zatrzymał się przy moim lewym ramieniu, trzymając w dłoni lampkę z szampanem. - Od teraz nie będziesz już tylko zimnym Uchihą, ale również odtrąconym kochankiem.
 Pokrzepiająca była świadomość że on, jako jedyny nie uwierzył słowom dziewczyny i nie rozmawiał ze mną jak ze zranionym dzieckiem. Lub co najmniej pokrzywdzonym idiotą.
 Przebiegł spojrzeniem po sali i zatrzymał wzrok na obiekcie moich wpatrywań.
Sakura wirowała na parkiecie w ramionach krzepkiego, jak na mój gust w miarę przystojnego mężczyzny. Szeroki uśmiech którym go zaszczycała sugerował że dobrze się z nim bawi.
  - Widziałem wyraz jej twarzy kiedy od Ciebie odchodziła. Tylko wyjątkowo perfidne kobiety czerpią radość z kolejnego, własnoręcznie złamanego serca. - Kankuro wsunął wolną dłoń do kieszeni garniturowych spodni - A ona taka nie jest.
  - Nie byłbym tego taki pewien. - mruknąłem w odpowiedzi, nie spuszczając z niej wzroku - Wiele razy z góry zakładałem że wiem, jak się zachowa i nigdy nie miałem racji.
  - Nie mówię, że nie jest nieobliczalna. - uściślił - Ale na pewno nie zalicza się do kobiet wyrachowanych i dwulicowych, za jaką najwyraźniej ją uważasz. Jest na to zbyt delikatna.
  - Delikatna? - zakpiłem, przenosząc na niego niedowierzające spojrzenie - Mówimy o tej samej osobie?
Ze spokojem pokiwał głową.
  - W rzeczy samej. Widzisz ją z samych najgorszych stron. bo specjalnie tylko je ci pokazuje. W rzeczywistości jest krucha jak cienki lód.. i równie bezbronna. Zapamiętaj jednak że lód który często pęka, z biegiem czasu stanie się mocniejszy.
Nie odpowiedziałem, w duchu licząc na szybkie oddalenie się od niechcianego towarzysza. Jakoś przeżyję żałosne zawodzenia Ino, która tylko czeka aż znów zostanę sam by móc mnie na powrót dręczyć.
  - Ale ma coś w sobie, nieprawdaż? - niezrażony ciągnął dalej - Coś co sprawia że Ty i Kiba wpatrujecie się w nią przez cały wieczór.
  - Skąpa sukienka? - rzuciłem cierpko, unosząc do góry jedną brew. Nie doszukałem się innego powodu, dla którego ja miałbym odmówić sobie widoku okazałych, odsłoniętych piersi.  
  - Powiedziałbym raczej, że dystans, na którym was trzyma. Za bardzo niezależna, żeby się z nią zabawić. Za mało pokorna, żeby rozmawiać. Możecie jedynie na nią patrzeć.  - Kankuro zaśmiał się głośno po chwili jednak mina mu zrzedła - I jeszcze ten wstrętny Kazuo który teraz z nią wywija. Powinien bardziej uważać na to co robi. Ona z resztą także.. Nie ma w Sunie większego łajdaka. Przysłowiowy wilk w owczej skórze. Ma ładną buźkę ale nic po za tym. Słynął z awantur w które wciągał kobiety a następnie je porzucał.
 Patrzyłem, czekając aż muzyka przestanie grać. Jednakże gdy ucichła różowowłosa od razu opuściła parkiet ze swym partnerem.
Spojrzałem w kierunku okna, tęsknie wypatrując niewielkiego kawałka ziemi, na którym mógłbym odizolować się od ludzi i w spokoju pomyśleć. Zregenerować siły. Odnowić utracone pokłady cierpliwości. Uwolnić się od widoku jej roześmianej twarzy. Uciec przed obcymi odczuciami, jakie nieustannie mnie zalewają..
 - Idę się przejść - postanowiłem i bez ceregielli wymaszerowałem z sali balowej. Przeszedłem marmurowym korytarzem na taras i zbiegłem po niskich stopniach zanurzając się w ciszy prowizorycznego ogrodu. Ciszy wolnej od tematu Sakury, głębokich morałów Kankuro i wrogich spojrzeń jakie serwował mi znad stołu Kiba.
Nie trwała ona jednak długo. Wkrótce zakłóciło ją nieproszone pojawienie się obiektu, przed którym do tej pory starałem się uciec.
  Poruszyłem zdrętwiałym karkiem, rozmasowując go ręką.
Rozpoznałem Sakure, zanim odwróciła tą swoją malinową głowę. Wystarczyło mi jedno spojrzenie. Wprost olśniewała urodą, jej skóra połyskiwała w bladym świetle a wyeksponowana sylwetka kusiła ponętnym kształtem.
 I znalazła się tu z okrytym złą sławą Kazuo.
Co, do jasnej cholery sprawiło iż ta wiedźma zjawiła się z nim w ogrodzie? Na pewno wiedziała o jego reputacji skoro ja, ledwo przybyły do Suny już o niej słyszałem. Była głupia? Może pijana?  Potrzebowała wrażeń? Zawsze mogła o nie poprosić. Podejrzewam że Kiba chętnie by jej kilka dostarczył. Biedak aż palił się by po raz kolejny zaprosić ją do tańca. A może została podstępnie zwabiona?
 Nieoczekiwanie rozgrywająca się przede mną scena zaczęła mnie wciągać. I trochę irytować.
Ostatnią rzeczą jaką pragnąłem tego wieczoru było oglądanie tej dzikiej, nieposkromionej istoty w ramionach innego mężczyzny. W dodatku całkowicie jej obcego.
Zastanawiałem się czy zdradzić swoja obecność czy pozostać w cieniu.
  - Ale był tutaj dwie minuty temu! Daje słowo - odezwał się Kazuo. Odtąd słuchałem uważnie - Nie mógł zajść daleko. Mówiłem ci, że skaleczył się w skrzydło? Kruszynka nie mogła pofrunąć a tu, na ziemi na pewno nie uda mu się długo przeżyć! Gdy tylko go zobaczyłem natychmiast pomyślałem o Tobie, Sakuro. Czyż nie wyleczyłabyś go z łatwością?
  - Przecież mogłeś go złapać - rzekła dziewczyna, uważnie rozglądając się po ziemi
 - To chyba jasne że nie miałem zamiaru przynosić chorego ptaka na bankiet. - odparł, jakby była to oczywistość - A ty mówiłaś że lubisz zwierzęta. Po za tym wszyscy twierdzą że jesteś taka odważna. Zaczekaj! Chyba coś usłyszałem.
Sakura zatrzymała się i nasłuchiwała z pochyloną głową. Wyglądała jeszcze cudowniej. Kosmyki różowych włosów przechyliły się zgodnie w jedna stronę, kilka z nich znalazło oparcie na zaróżowiałym, aksamitnym policzku, reszta opadała wdzięcznie na smukłe ramiona.
  - Chyba musimy się rozejrzeć - powiedziała z westchnieniem - Nie możemy pozwolić mu cierpieć w tych ciemnościach.
 Poprawiła rąbek krótkiej sukni naciągając ją mocniej na uda. Szykowała się do ratunkowego wkroczenia za skałę, gdzie, w jej przekonaniu mógł znajdować się ranny ptak. Wciągnąłem powietrze usiłując przygotować wiarygodne wytłumaczenie swojej obecności, jeśliby na mnie wpadła. A zrobi to na pewno, jeśli postąpi kolejne trzy kroki do przodu a następnie spojrzy w bok.
 Mogłem oszczędzić sobie fatygi.
Chwilę później młody Kazuo otoczył uważne wertującą tereny Sakurę ramieniem. Dziewczyna zesztywniała i spojrzała na niego z gniewem.
Na mojej twarzy z kolei odmalowała się frustracja. Nie wiem dlaczego ale ta próba klasycznego uwodzenia kompletnie nie przypadła mi do gustu.
  - Puść mnie - zażądała Haruno lodowatym głosem
- Niby dlaczego? - Napastnik nawet się nie zająknął, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. Wstrzymałem oddech, powściągając ochotę wyskoczenia z kryjówki i natarcia na niego, w celu obicia mu gęby. Zupełnie profilaktycznie, bo dawno nikogo nie wychlastałem.  - Chyba nie zaprzeczysz że taniec ze mną sprawiał ci wyraźną przyjemność. Podobały Ci się też moje żarty i styl. Teraz sprawdzimy, czy spodobają ci się również moje pocałunki. Idę o zakład, że tak.
  - Puść mnie - powtórzyła stanowczo
  - Jesteś taka śliczna gdy się złościsz. Nie puszczę - zachichotał, pochylając ku niej głowę.
Gdybym miał przy sobie katanę już dawno zrobiłbym z niego posiekane ćwiartki, niestety, posiadałem tylko niewielkiego kunaia. Będzie z tym co prawda więcej zachodu ale rezultat i tak pozostanie ten sam. Nie zostawię nic z tej jego ładnej buźki, oprócz nic nie znaczących strzępów.
  - Nie - wysyczała Sakura, odwracając głowę.
Kazuo roześmiał się i znowu obrócił jej twarz ku sobie. Skrzywiła się i zaczęła bronić. Starała się odepchnąć natrętne ramiona i odsunąć, on jednak wciąż przyciskał się do niej, chichocząc.
 Dość.  
 Rezolutnie wyskoczyłem z kryjówki i w tym samym momencie usłyszałem przenikliwy krzyk. Ruszyłem naprzód a po chwili zatrzymałem się osłupiały, gdy zdałem sobie sprawę, kto krzyczał.
 Sakura najpierw zadała przeciwnikowi cios kolanem, mocny i dokładnie wymierzony. Aż się wzdrygnąłem na widok zgiętego w pół, wrzeszczącego chłopaka trzymającego się za krocze. Gdy się pochylił, różowa bestia uniosła splecione ręce nad głowę i walnęła go nimi w kark. Zamrugałem osłupiały, wpatrując się jak zaklęty w rozgrywającą scenę mordu.
Kiedy mężczyzna w końcu upadł, Haruno bezlitośnie uderzyła go jeszcze kantem dłoni w nos. Kazuo wił się u jej stóp , jęcząc i starając osłonić się przez kolejnymi kopniakami.
 Musiałem poskromić napastnika, chodź nie tego, którego planowałem. Złapałem plującą i kopiącą dziewczynę wpół i odciągnąłem od leżącego na ziemi nieszczęśnika.
 - Sakura przestań! - wrzasnąłem jej do ucha
Ona jednak nie posłuchała - co więcej, sprawiała wrażenie gotowej uderzyć i mnie, za to, że ośmieliłem się ją powstrzymywać. Na szczęście spotkałem się już z bardziej brutalnymi przeciwnikami.
 - On ma już dość - wydyszałem w ucho kobiety, próbując pochwycić ręce którymi usiłowała urwać mi nos - Przegrał na całej linii. Zwyciężyłaś. Trzeba wezwać przedsiębiorcę pogrzebowego. O, cholera jasna!
 Uchyliłem się przed następnym, morderczym ciosem kolanem.
 - Sakura przestań! Już po nim!
 - Zabije go! - wysyczała przez zaciśnięte zęby - Tego kłamliwego dupka, oszusta, tego..
Przestała się szarpać gdy pojęła, że chcę ją tylko uspokoić. Stanęła nieruchomo, ciężko oddychając.
 - Dziękuję - w końcu zwróciła na mnie oczy. Piękne, szmaragdowe tęczówki wyrażały szczerą skruchę. Głośno przełknąłem ślinę. Haruno zdaje się, nie odczuła nagłej bliskości tak mocno, jak ja teraz. Całą siłą woli powstrzymywałem się, by nie zrobić tego, za co Kazuo przed chwilą prawie stracił życie - Chyba strasznie się wściekłam.. i straciłam głowę.
 - Nie, nie - zaprzeczyłem gorliwie - Prawdę mówiąc to jemu omal jej nie urwałaś.
 Spojrzała z pogardą na leżącego na ziemi mężczyznę. Mój wzrok podążył w tym samym kierunku. Chłopak leżał tak spokojnie że aż mnie to zaniepokoiło. Uspokoiłem się jednak dostrzegając jak opadłą ręką niezgrabnie skrobie ziemie, usłyszałem też zbolały jęk.
Ponownie uniosłem na nią wzrok
 - Urwałam? Ha! Żałuję że nie pozwoliłeś mi tego zrobić! - uśmiechnęła się szyderczo - Nie spodziewałam się, że taka delikatna z niego dziewczynka! Niestety, za kilka dni zagoi mu się ta urocza gęba i wróci do swoich obrzydliwych sztuczek. Temari ostrzegała mnie przed nim już wcześniej. Podobno ona też kiedyś ci nakopała, Kazuo! Jesteś równie durny jak przystojny! - zakończyła wiązanką zawistnych epitetów, które najchętniej zwieńczyłaby kolejnym silnym kopniakiem. Udało mi się ponownie w porę ją odciągnąć.
 - Wiedziałem, że za tą twoją niewinną twarzyczką czai się najprawdziwszy anioł zemsty. Bardzo krwawy, jak się okazuje. - mruknąłem z rozbawieniem
Poczułem, że jej ramiona napinają się i uświadomiłem sobie, że nadal ją trzymam. Natychmiast opuściłem ręce.
 - Śledziłeś mnie? - rzuciła nagle, podejrzliwie mrużąc oczy
 - Byłem tu pierwszy - odparłem przytomnie, nie chcąc nadaremnie narażać się na jej gniew. Okazuje się on bardzo brutalny. - Chowałem się przed pocieszeniami Ino i Naruto, w które mnie wpakowałaś. Ale postanowiłaś zakłócić mój spokój i stoczyć kilka rund z tym błaznem.
 Długo milczała
  - Nie zauważyłam Cię. On mówił że jest tu ranny ptak
Spojrzałem na nią z politowaniem i przywróciłem na twarz dawny, kamienny wyraz. Utraciłem go, ze względu na wielokrotny szok z jakim się przed chwilą spotkałem.  
   - I ty mu uwierzyłaś?
 - Taka głupia nie jestem - rzuciła, zadzierając podbródek ku górze - P r a w i e  mu uwierzyłam. Z resztą, brzmiał przekonywująco. Wiele osób prosi mnie o takie rzeczy - wzruszyła lekko ramionami - Wiem co o nim mówią. A po za tym nie obawiałam się niczego.
Podniosła na mnie oczy. Przez chwilę złocisto odbijał się w nich księżyc.
 - Co teraz z nim zrobimy? - mruknąłem chcąc zmienić temat i jak najszybciej uporać się z jęczącym, krwawiącym problemem.
 - Myślę że możemy go tu zostawić, w końcu ktoś go znajdzie. Raczej nie sądzę żeby chciał chwalić się że zbiłam go na kwaśne jabłko. - dodała z uśmiechem, poprawiając płaty materiału które w czasie szamotaniny uległy drobnym przesunięciom.
Odchrząknąłem zdawkowo dla obopólnego bezpieczeństwa odwracając gdzieś wzrok.
 - O no popatrz! Kłopot sam się stąd wykurzył! - zawołała nagle Sakura, z rozbawieniem wskazując na zataczającego się w porywach ucieczki chłopaka. Stawiał pijackie kroki i przy każdym ruchu jęczał głośno, ale w końcu jakimś sposobem udało mu się przeprawić przez mur i zniknąć nam z oczu. Musiał czuć się fatalnie, skoro zrezygnował z powrotu na salę i poskarżenia się znajomym, jak to mają z zwyczaju osoby jego pokroju. Wtedy (a przyznaje to  z niechęcią) musiałbym napuścić na nich rozsierdzoną i warczącą Sakurę.
 W końcu zostaliśmy sami.
 Dziewczyna zdążyła doprowadzić się do porządku. Poprawiła włosy, naciągnęła sukienkę i uspokoiła oddech, likwidując czerwone zabarwienia na policzkach. Prezentowała się czysto i świeżo, tak jakby przed chwilą wcale nie upuściła litra krwi ze swojego towarzysza.
 Byłem zamroczony przebytą sytuacją.
Stałem się nieproszonym obserwatorem i nie podobało mi się to, co mogłem zobaczyć. Gdyby Sakura okazała się mniej waleczna i impulsywna, bardzo możliwe że to ona musiałaby uspokajać mnie. Z tym wyjątkiem że zabiłbym tego drania gołymi rękami, zanim zdążyłaby zareagować.
Nawet myśląc o tym wpadam w niepohamowany gniew.
 Zacisnąłem szczękę i odwróciłem się gwałtownie ku nieświadomej, niewinnej, cholernie pociągającej Sakurze. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
 - Po tym co zobaczyłem.. Jestem chyba szaleńcem. - wymamrotałem bardziej do siebie, po czym mocno ująłem szczupłe, kobiece ramiona. Jednym pchnięciem przybiłem jej drobne plecy do skały, samemu unieruchamiając ją swoim ciałem. Głośno nabrała powietrza, szeroko otwierając oczy  - ...Lub co najmniej samobójcą - dodałem, nachylając głowę nad jej twarzą.
 Usłyszałem jeszcze jak pisnęła, cicho, niczym mała myszka zanim brutalnie wpiłem się w jej usta.
Smakowały tak słodko jak sobie wyobrażałem. Były miękkie, wilgotne i ciepłe, tak przyjemnie że z żalem rozstawałem się z nimi, by za sekundę znów móc ich skosztować.
Właścicielka kuszących warg stała sztywno i próbowała odepchnąć od siebie moje napierające na nią ciało. Zadbałem o to aby nie mogła mi się wymknąć ani skutecznie znokautować, doradzając błędami wcześniejszego zalotnika.
 Całowałem ją mocno, wręcz brutalnie. Pieszczota ta pozbawiona była zmysłowości; zawierała w sobie jedynie pasję i płomienne pożądanie. Z każdym muśnięciem serce biło mi głośniej a krew szybciej krążyła w żyłach. Sakura syknęła oburzona, pomimo intensywności gestu nie odwzajemniając go. Skupiała się na wydrapywaniu mi dziury w barku swoimi długimi paznokciami.
Puściłem jej ramiona i objąłem plecy, w dalszym ciągu przyciskając do głazu i unieruchamiając samym ciężarem własnego ciała. Uparcie zaciskała usta, mimo zachłanności nie pozwalając pogłębić pocałunku.
Byłem spragniony jej dotyku, chciałem, musiałem dostać więcej.
Gdy wciąż nie chciała otworzyć warg zanurzyłem rękę w jej jedwabistych włosach i szarpnąłem nimi mocno. Krzyknęła boleśnie a wtedy z triumfem wtargnąłem językiem do rozchylonych ust. Stalowymi palcami, jak w imadle trzymałem głowę kobiety, by nie mogła mi wyrwać.
 Nie wiem co mną zawładnęło.
Syciłem się jej gorącymi ustami które, ku mojemu zadowoleniu zaczęły kusząco drżeć. Ręka do tej pory uderzająca mnie boleśnie po ramieniu nagle znieruchomiała. Poddała mi się.
Boże. Świadomość jej uległości podziałała na mnie jak silny afrodyzjak.
Powiodłem dłońmi na zgrabne pośladki i ująłem je mocno, po czym uniosłem całe ciało Sakury do góry. Instynktownie oplotła mnie nogami w pasie.
 Teraz oddawała pocałunki z równą namiętnością i ostatkiem, najmniejszą drobinką rozumu powstrzymywałem się od zrzucenia jej na ziemię i obdarcia ze wszystkich ubrań. Chciałem ją mieć, nie ważne gdzie.
Gdy wsunąłem dłoń pod cienki materiał sukienki i zetknąłem ją z jej kształtnym pośladkiem poczułem, jak ta kusząco poruszyła biodrami.
 Boże.
Maleńka drobinka rozumu zmieniła się w przepołowiony okruszek. To właśnie robi ze mną ta kobieta: sprowadza całą trzeźwość umysłu do niewielkiej cząsteczki i powoduje że zapominam o otaczającym mnie świecie.
 Nagle Sakura sobie o nim przypomniała.
 - Nie! - odepchnęła się i głośno zaczerpnęła oddechu. Szeroko rozwarte, jaskrawe tęczówki wpatrywały się we mnie z przerażeniem. - Nie! - powtórzyła pewniej.
W pierwszych sekundach byłem zbyt otępiały by zareagować. Zrobiła to za mnie.
 Stanowczym pchnięciem wydłużyła dzielącą nas odległość i pewnie stanęła na ziemi. Wykonując krótkie sekwencje ruchów nie spuszczała ze mnie spojrzenia, jakby wolała upewnić się że nie wyskoczę znowu z czymś, co zaskoczyłoby nas obu.
Dla mnie to również była swojego rodzaju nowość. Nie zwykłem reagować w taki sposób na każdą kobietę, która włoży krótką sukienkę.
 - To się nie może nigdy więcej powtórzyć! - zaczęła hardo ale skulona postawa przeczyła pewnemu wydźwiękowi słów. Oddychała głęboko po raz drugi tego wieczoru poprawiając włosy i suknie. - Nigdy, nigdy nigdy! - zaznaczyła, odsuwając się.
Ja również potrzebowałem wytchnienia. Ochota na negowanie jej słów przyjdzie później, gdy sam ze sobą ustalę, co się cholera dzieje. Spostrzegłem jak przygryza wargi, nabrzmiałe od pocałunków, słodko malinowe.
  - Nic nie powiesz?! - zaatakowała, obejmując rękami własne ramiona - Co to miało znaczyć, wyjaśnisz mi?!
 Milczałem, konfrontując się w duchu z jej słowami.
Co teraz powiedzieć, żeby jej nie spłoszyć? Nie zniechęcić? Po krótkim przedsmaku jestem pewny jednego. Na pewno nie skończy się to na “nigdy, nigdy, nigdy więcej” jak deklaruje dziewczyna, i ja bardzo się o to postaram. Łamanie jej oporu będzie równie podniecające jak późniejsze zdzieranie z niej ubrań.
Nie byłem święty, próżność kobiecego rozumku znałem aż nadto. Jednakże nigdy nie musiałem kombinować by zaciągnąć którąkolwiek do łóżka. Zazwyczaj same się tam kładły, na długo przed moim przyjściem.  
 Intuicyjnie pojąłem że muszę dać jej czas. Sakura powinna ochłonąć, pozbierać myśli i uspokoić emocje. Jest bardzo temperamentną, namiętną kobietą i z biegiem czasu zatęskni za tym pocałunkiem. A wtedy do niej przyjdę i wszystko będzie takie, jakie być powinno.
 - Wybacz - burknąłem w końcu, uznając skruchę za najlepszą z opcji, które mogę zastosować. - Nie wiem co we mnie wstąpiło.
  - Wcale nie jest ci przykro - rzuciła uszczypliwie
  - Ani trochę - potwierdziłem skinięciem głowy - Ponieważ wiem że podobało ci się tak bardzo jak mi. Nie próbuj zaprzeczać, widziałem jak reagowałaś.
Zawahała się przez moment i najwyraźniej zarumieniła, ponieważ szybko odwróciła głowę w bok.
 - A więc ratowałeś mnie z ramion Kazuo tylko po to żeby później samemu zakleszczyć na mnie pazury? - zapytała cicho, zgorszona spuszczając wzrok.
  - To akurat wyszło nieplanowanie.  
 - Kazuo też niczego nie planował - rzuciła pretensjonalnie i skrzyżowała ręce na piersi. Nieświadomie wyeksponowała ich górną część, ale była zbyt zła by zwrócić na to uwagę.
 - A jednak jego mocno skatowałaś, a mi pozwoliłaś ujść z życiem - przystąpiłem krok do przodu, na co ona cofnęła się gwałtownie - Coś nas do siebie przyciąga, nie zauważyłaś tego?
Spoglądała na mnie z nieprzejednanym wyrazem twarzy
 - I właśnie dlatego pozbyłeś się mnie, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja? Bo “coś nas przyciąga”?
Z wolna nabrałem powietrza.
Wiedziałem że temat ten wypłynie prędzej czy później.. wolałbym jednak żeby stało się to o wiele później. A najlepiej nigdy.
 - Żałuję że to zrobiłem.
 - Ha! - fuknęła głośno - Ty i żałowanie czegokolwiek? Znasz w ogóle znaczenie tego słowa? Nie! Ty nie masz o niczym pojęcia! - zirytowała wyrzuciła w górę ręce, w afekcie postępując dwa kroki w moją stronę. - Sprzedałeś mnie jak bydło, w dodatku za 2 nędzne pytania!
Policzki kobiety zaogniły się ze złości, nadając skórze czerwonych wykwitów. Oczy ciskały gromy.
   - Mimo to jakimś cudem udało ci się uciec.
  - Bo nauczyłam się już stawiać na siebie, Sasuke. Tylko umocniłeś mnie w tym przekonaniu. - boleśnie dźgnęła mnie palcem w klatkę piersiową, ze złością wpatrując prosto w oczy - Byłam naiwna myśląc że się zmieniłeś. Nie! Ja wiedziałam że dalej jesteś takim samym ignorantem i chamem.
 - Więc twój poprzedni kochaś musiał być wcieleniem niewinnej owieczki - rzuciłem przez zaciśnięte zęby - A w księdze bingo umieszczono go pewnie przez przypadek? Zbieżność nazwisk i twarzy?
Niespodziewanie zirytowała mnie ta myśl. Że niby jakiś obcy mężczyzna całował już te kształtne wargi? Jako pierwszy posiadł ciało i duszę Sakury? Równie deprymująca okazała się świadomość że na czyjeś pieszczoty reagowała równie namiętnie jak na moje.
Różowowłosa zmarkotniała.
Zielone tęczówki straciły gniewny blask a usta zadrżały. Powoli opuściła wystawiony palec i cofnęła się.  
 - Masz rację - zaczęła smętnie, ulokowując wzrok w strumieniu spadającej wody, spływającej z dzbanka kamiennego cherubina. Tylko on był świadkiem wcześniejszego wybuchu namiętności i teraz, w równym skupieniu przysłuchiwał się naszej kłótni. - Był całkowitą odwrotnością ciebie.
 - A więc on na prawdę był obecny w twoim życiu? - bardziej stwierdziłem niż zapytałem, przypominając sobie z jakim dystansem przyjąłem wyjaśnienia Taizo odnośnie losów Sakury Haruno.
Musiałem poważnie zachorować. Ewentualnie zwracać większą uwagę, czy dziewczyna faktycznie nie dosypuje mi jakiś szkodliwych substancji do jedzenia.
Przecież przed chwilą wściekałem się na faceta w którego istnienie wtedy jeszcze nie wierzyłem.
 - Nie dałam ci powodów byś w to nie wierzył. Tak, naprawdę go kochałam.
  - Tak jak niegdyś mnie?
Nie przychodzi mi do głowy powód dla którego o to zapytałem. Właściwie miałem w planach powiedzieć coś zupełnie innego.
Ponuro skinęła głową
  - Mocniej niż Ciebie.
  - Dlaczego zginął?
Kolejne nieplanowane pytanie.
 Dziewczyna zesztywniała, posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie.
Rozdrapuje stare rany- wiem. Mówienie o tym ją krzywdzi- wiem. Nie łatwo jest wracać do przeszłości - wiem to lepiej niż nikt inny.  
Ale chciałem dowiedzieć się o wszystkiego o tym mężczyźnie, z czystej, ludzkiej ciekawości. I może po części z zawiści.
 - Zabiły go własne ambicje. Chciał zmienić coś, na co od dawna nie miał już wpływu. - powiedziała ściszonym głosem
   - Nie rozumiem.
 - Nie musisz - pokręciła z wolna głową - Wbrew temu co o nim mówią, nie był złym człowiekiem. Ale tylko ja, jak widać, się o tym przekonałam. No, i nie dałam rady go ocalić. Ot cała historia.
  - Umarł na twoich oczach?
 Niespodziewanie zacząłem odczuwać coś zupełnie mi obcego.. Uczucie dziwne, męczące, skłaniające do poważnych refleksji. Rozsądek nakazywał mi przytulić Sakurę.. Ale do cholery, od kiedy ja robię takie próżne rzeczy? Od kiedy myślę o takich głupotach? To jest dylemat który w ogóle nie powinien mieć miejsca w moim życiu.
 Tymczasem stoję przed nią na odległość wyciągniętej ręki, spoglądam w zielone tęczówki zasnute smutkiem i walczę ze sobą bo na prawdę mam ochotę to zrobić. Druga sprawa że różowa osobistość bez dyskusyjnie by mi na to nie pozwoliła.
I wtedy gdzieś w przebłyskach świadomości dotarło do mnie że dziewczyna nie odpowiedziała na pytanie i od dawna nie odzywa się, z delikatnym uśmiechem wpatrując w połyskującą taflę wody.
 - Sakura! - nagły wrzask poderwał do szalonego lotu jakiegoś zbłąkanego ptaka.
 Po chwili dwójka mężczyzn biegiem wypadła zza wielkiego kamienia, obłąkanym wzrokiem rozglądając się dookoła. Gdy ich oczy natrafiły na nas, oboje odetchnęli głośno.
Zmarszczyłem brwi i wpatrywałem się w nich z politowaniem. Moja towarzyszka ze zdziwienia niemądrze rozchyliła usta.
  - Naruto… Kiba? - wydukała cicho
 - Myślałem że coś ci się stało! Zniknęłaś tak nagle! - Inuzuka dopadł do niej w pierwszej kolejności. Przygarnął dziewczynę w ramiona i mocno wtulił ją w swój tors. - A później ktoś powiedział że babiarza Kazuo także nigdzie nie ma.
Kobieta odchyliła się nieco, spoglądając na Kibe z rosnącym rozbawieniem
 - I co sobie pomyślałeś?
 - Nic konkretnego.. - rzucił wymijająco
 Wkrótce na horyzoncie pojawił się również Kankuro, krocząc swobodnie po posypanej żwirem ścieżce.  Echo jego kroków niosło się po pustynnej przestrzeni.
 - Wiedziałem że Was tu znajdę - powiedział, zatrzymując się obok wyszczerzonego radośnie Naruto. Nie bez złości spostrzegłem jak promiennym spojrzeniem obdarowała go Sakura.
 - Wiedziałeś?! - żachnął się Kiba - A my z Naruto biegaliśmy jak durni po całej wiosce!
 - Wystarczyło dać mi dokończyć - zaśmiał się głośno - Powiedziałem tylko że oboje zniknęli.. a Was już nie było. Tymczasem chciałem dodać jeszcze że zniknęli za drzwiami prowadzonymi na piaskowy ogród.
 - Aaaa... - rzucili chórkiem - Teraz to ma sens. - dokończył Naruto z zakłopotania drapiąc się po głowie. Sakura zawtórowała im melodyjnym śmiechem.
 - Nie wiem co mam o tym myśleć - wyznała szczerze - Teoretycznie powinnam się wkurzyć. Mam 23 lata i na prawdę nie potrzebuje przy sobie przyzwoitek kiedy wychodzę się przejść z facetem. Podobnie jak nie zamierzam spowiadać się waszej dwójce - spojrzała krytycznie na Naruto i Kibę -  z każdej rzeczy którą zrobię.
  - Ale on ..
 - On co ? - rzuciła ostro. Inuzuka pod wpływem miażdżącego spojrzenia odsunął się o tyłu, wychodząc poza zasięg śmiercionośnych dłoni.
   - .. nie był dla ciebie odpowiedni - dokończył z wahaniem.
 Nastąpiło prawdziwe apogeum wściekłości. Sakura zawarczała wściekle i nim ktokolwiek zdążył się zorientować doskoczyła do chłopaka, mocno łapiąc go za kołnierz.
  - Pozwól że sama będę decydować kto jest dla mnie odpowiedni - wysyczała przez zęby, przybliżając do siebie jego zastygłą w przerażeniu twarz - Nie jestem dzieckiem i jeśli jeszcze raz będziesz mnie niańczył przyrzekam ci, że nie doczekasz się swoich.
  Ze swojego położenia usłyszałem jak brunet głośno przełyka ślinę.
Kolejny raz tego dnia zmuszony byłem zareagować by opanować rozjuszonego, damskiego napastnika. Zrobiłem krok do przodu i zastygłem w bezruchu, ponieważ ktoś zdążył mnie uprzedzić.
Kankuro położył dłoń na ramieniu Sakury, a ona, zorientowawszy się kto zakłóca jej wstęp do mordobicia... uśmiechnęła się delikatnie i ku mojemu zdziwieniu, natychmiast puściła Kibę. Odskoczył jak oparzony, odzyskując utracone bezpieczeństwo.
 - Zaszczycisz mnie Pani jeszcze jednym tańcem? - zapytał utajony bohater wieczoru, wielki Kankuro. Dostojnie podstawił kobiecie wysunięte ramie. Ujęła je chętnie, cały czas się uśmiechając.
 - Z ogromną przyjemnością .
 Z sali dobiegały przyciszone tony, świadczące o nadciągającym zakończeniu granego utworu. Odeszli od nas spokojnym krokiem, tocząc niezobowiązującą rozmowę. To wywnioskowałem po zadowolonych minach, widocznych gdy któreś z nich odwróciło w bok głowę.
Usłyszałem przeciągłe westchnienie.
 - Podczas gdy ja zajęty byłem obserwowaniem Ciebie, on za moimi plecami zabiegał o jej względy. Ustawił się, nie powiem!
 - Ale o czym ty mówisz, Kiba? - zapytał Naruto, który rzadko bywa z czymkolwiek na bieżąco. Teraz natomiast sprawiał wrażenie bardziej zaaferowanego małym cherubinkiem aniżeli piorunami wystrzeliwanymi z oczu dwójki swoich towarzyszy.
  - O tym że podwinął mi ją spod nosa!
 Uporczywa trójka wpadła do ogrodu bez ostrzeżenia i z marszu naruszyła lichą nić intymności, jaką udało mi się wytworzyć. Dwóch nierozumnych osobników wzbudziło w Haruno rządzę mordu, ostatni zaś, najgorszy, okiełznał szalejące płomienie.. albo poznał sztukę nie parzenia się ich żarem.
Trudno było patrzeć spokojnie jak Kankuro bezprecedensowo urywa cienką niteczkę i oddala się z moim łupem.
 -Przecież ona nie leżała ci nawet obok ręki - rzucił rozbawiony Naruto, z siłą rozpędzonej kuli armatniej poklepując Kibe po plecach Od mocy ciosu aż pochylił się od przodu. - Albo nie, nie! Mam coś lepszego! To ty byłeś pod jej ręką kiedy namierzała się na sierpowego. Dobre co? Hahaaa! - zaśmiał się głośno. Brunet odetchnął głęboko, mocno zaciskając szczękę.
  - Pierdolisz jakieś brednie. Idź lepiej zajmij się Hinatą - sarknął cierpko
  - A więc tuuuu cię boli!
  - Nic mnie nie boli.
 - Zazdrościsz mi, że Hinata mnie kocha! - zawołał impulsywnie -  Bo Sakura ciebie nie! Nie ładnie tak Kiba, nie ładnie!
Gdybym miał dobry humor może i bym się zaśmiał. Ale nie miałem.
  - Odszczekaj to !
  - Dattebayo! Teraz sobie przypomniałem że muszę szybko wyrwać moja kobietę z rąk Lee. Biedna, kiedy wychodziłem kręcił nią jak śmigłem!  
Uzumaki dramatycznym gestem złapał się za głowę. Następnie marudząc i burcząc pod nosem coś na temat nerwowego trybu życia jaki prowadzi zignorował Inuzukę i puścił się biegiem w stronę, z której przybył.
Wsunąłem dłonie do kieszeni i wolnym krokiem ruszyłem za blondynem.
  - Zaczekaj - ręka Kiby wylądowała na moim ramieniu. Zatrzymałem się w półkroku i obróciłem głowę. - Czego od niej chciałeś?
 Zarówno w pytaniu jak i chłodnym spojrzeniu zawarta była cicha groźba. Znowu zachowywał się jak zdegradowany alfa a to powoli zaczynało działać mi na nerwy. Bo, przede wszystkim żadnym alfa nie był i nigdy, zdaje się, nim nie będzie.
   -  Rozmawialiśmy. - rzuciłem sucho.
  - Przyszła tu z Kazuo, a zastajemy ją z Tobą. - wyrwałem ramie spod jego kontroli i ruszyłem do przodu chcąc, delikatnie mówiąc, skończyć tą beznadziejną rozmowę. Jego sylwetka szybko zagrodziła mi drogę. - Nie skończyłem!
 - Coś jeszcze? - rzuciłem od niechcenia, spoglądając na niego z góry. Konfrontacje z nieudolnym psem ogrodnika nie sprawiały mi żadnego pożytku, w przeciwieństwie do samego kundla, który miał okazję by upuścić nieco piany z ust.
 - Dlaczego była tu z tobą? - powtórzył z naciskiem - Czy nie dała ci jasno do zrozumienia że nie chce się z tobą spotykać?!
- Nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek mnie spoliczkowała. - rzuciłem cierpko. Kłamstwo przyszło mi z łatwością. Fakt faktem Haruno zagwarantowała mi nie tylko dwa uderzenia z otwartej dłoni, ale także gruchnięcie nogą od stołu. Kiba nie mógł tego wiedzieć, dlatego łatwo dał się podejść. Spoglądałem z satysfakcją jak wzbiera w nim gniew.
  - Ona nie..
  - Nie obchodzi mnie to. Z drogi.
Złapałem go za marynarkę a następnie szybkim ruchem odrzuciłem w bok. Zaskoczony zatoczył się, usiłując utrzymać równowagę. W tym czasie zdążyłem się oddalić.
 Jeśli jednak liczyłem na dłuższy spokój, moje ambicje przeminęły wraz z wkroczeniem na salę. Szybko dopadła mnie Nanami.
 - Sasuke-kun, martwiłam się! - powiedziała swoim melodyjnym głosem zajmując wdzięczną pozycję przy moim prawym ramieniu. Pierwszy raz tego wieczoru przyjrzałem się jej uważniej.
 Smukła, wysoka, o długich, jasno brązowych włosach i tego samego koloru oczach otoczonych gęstą kaskadą rzęs. Młoda, na oko 20 letnia kobieta miała prosty nosek i pełne usta, do tego uroczo zaokrąglony podbródek. Kształtna sylwetka umiejscawiała dziewczynę w kategorii Zniewalająco Pięknych.. Miło się na nią patrzyło. Odniosłem wrażenie że poruszała się jak mała nimfa, niemal płynąc nad podłogą.
W pewnym momencie śmiało chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do jednego z wolnych stolików.
  - Co ty wyprawiasz? - syknąłem, z oporem zajmując wskazane przez nią miejsce
 - Sasuke-kun nie musisz się denerwować. Ja już wszystko wiem! - rzuciła uszczęśliwiona, obdarzając mnie jednym ze swoich czarujących uśmiechów. Zbyłem ją machnięciem ręki, wbrew sobie usiłując odnaleźć w tłumie różowe włosy. - On miał rację. Na prawdę jesteś bardzo nieśmiały!
 Moje milczenie musiało zostać zrozumiane dość opacznie.
Chcąc nie chcąc skierowałem na kobietę pytające spojrzenie, usiłując wyczytać odpowiedź z rysów jej twarzy. Plotła jakieś bzdury, ale nauczyłem się już nie przywiązywać do tego zbytniej wagi. Tymczasem było gorzej niż myślałem. Nawet ostentacyjna ignorowanie spotykało się z ostrzałem uwag.
  - Co? - rzuciłem sucho.
Siedziała wyprostowana, zalotnie bawiąc się kosmykiem własnych włosów który powolnymi ruchami zawijała sobie na palec. Uniosłem lekko brwi.
  - Kiba mówił że jesteś z natury nieśmiały i to dlatego tak mnie unikasz - zaszczebiotała radośnie, zdając się nie zauważać zmarszczki jaka przecięła moje czoło - Dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, Sasuke-kun. Nie musisz się mnie wstydzić. Na prawdę mi się podobasz - dodała śmielej, unosząc na mnie ciepłe spojrzenie. Długie rzęsy zatrzepotały kokieteryjnie.  
O tym właśnie mówiłem. Same pchają mi się do łóżka.
Szkoda tylko że to nie jej tam dzisiaj oczekiwałem..
  - Raczej nie sądzę - mruknąłem, leniwie uderzając palcami w blat stołu. Starałem się zignorować zrezygnowanie, jakie rozlało się po twarzy mojej towarzyszki i wodząc wzrokiem ponad jej pochyloną głową, obserwowałem otoczenie.
 Zarejestrowałem domniemaną wybrankę szanownego Kazekage - Matsuri, która bujając się w wolnym tańcu toczyła wesołą dyskusję z Naruto. W pobliżu tańczył Gaara, umiejętnie prowadząc zawstydzoną Hinatę. Ino wychylała z Tenten kolejny kieliszek sake, będąc pod ciągłym ostrzałem spojrzeń trzymającego się na uboczu Saia. Nawet Kiba wtoczył się w końcu na salę, co jakiś czas rozglądając się dookoła. Wiedziałem czego szukał. Jednakże po Sakurze i Kankuro nie było nawet śladu.
  - Nie podobam Ci się, Sasuke-kun ?
Kiedy ostatni raz słyszałem swoje imię wymówione z taką dawką słodyczy, pomyślałem sentymentalnie, zerkając na Nanami kątem oka. Siedziała ze spuszczoną głową, smętnie bawią się własnymi palcami. Powstrzymałem się od ciężkiego westchnięcia.
  - Skończ.
Leniwie przeczesałem dłonią włosy
  - Dlaczego mnie odtrącasz?  Bylibyśmy taką piękną parą!
 Zmrużyłem oczy i wytężyłem wzrok, gdy w naprzeciwległym rogu sali udało mi się na krótko dostrzec różowe pasma. Do tej pory zasłonięta przez siedzących przy stołach ludzi, Sakura cieszyła się aktualnie obecnością Kankuro. Siedział naprzeciwko ujmując przy tym jej dłoń. Ich ustronna lokalizacja ujawniła się, gdy pewna para postanowiła udać się na spacer, wstając tym samym ze swoich krzeseł.
Kiba spostrzegł ich również. Poznałem to po nagle zachmurzającej się twarzy chłopaka.

  - Już nas zauważyli.
Kankuro rozłożył się swobodnie na krześle naprzeciwko, z niezrozumiałych dla mnie powodów ciągle trzymając mnie za rękę. Robił to celowo, w sposób wręcz widowiskowy. Każdy przechodzący znajomy z roztargnieniem spoglądał na nasze złączone ręce.  A ja usilnie starałam się zakryć dojmujące rumieńce.
 - Co ? - zapytałam głupio, w bezwarunkowym odruchu chcąc rozejrzeć się dookoła i dociec tożsamości ów obserwatorów. Chłopak jedynie uśmiechnął się lekko.
  - Nie odwracaj się, siedź spokojnie.
  - Um..  - z wahaniem dostosowałam się do jego słów
 - Zrobiłaś się nienaturalnie sztywna. - rzucił z rozbawieniem, kciukiem gładząc skórę na mojej dłoni. Zamrugałam. - Z całym szacunkiem ale aktorka z ciebie beznadziejna. Rozluźnij te plecy, bo zaczniemy wzbudzać podejrzenia.
Kankuro nieświadomie sparodiował sytuację która miała miejsce na parkiecie, z udziałem samego Sasuke Uchihy. Powiedział mi on wtedy coś podobnego, również używając tego sformułowania.
Ale No Subaku nie mógł o tym wiedzieć.
 - Ale kto nas zauważył? - ciekawość w końcu zwyciężyła. Idąc za jej radą powiodłam spojrzeniem po całej sali. - Nikogo nie widzę.
Odpowiedziało mi głośne westchnienie.
 - Byłaby z Ciebie świetna tajna agentka. - brązowe oczy chłopaka zalśniły wesołymi iskierkami - Załóżmy że rozmawiałabyś w barze ze swoim informatorem i on, posługując się ustalonym szyfrem powiedziałby ci “Patrz, Sakura. To tego gościa po twojej lewej mamy złapać”. A ty wtedy odwracasz się w stronę celu i wołasz głośno “Co? Na pewno mamy złapać akurat tego?!”. Pełny, że tak powiem, profesjonalizm.
 - Nie śmiej się ze mnie! - rzuciłam bełkotliwie, odchylając się i zakładając nogę na nogę - Po prostu byłam ciekawa.
 - Nie dało się ukryć.
Fuknęłam głośno i oburzona z rozmachem odwróciłam głowę w bok. Zrobiłam to po części dlatego, że na prawdę chciałam dowiedzieć się kto taki nas zauważył. Przecież nie mieliśmy zamiaru ukrywać się przed nikim. Zmęczeni tańcem postanowiliśmy odpocząć, i oto cała historia.
Nagle wyrosła przed nami wysoka, kobieca sylwetka.
 - Doktor Haruno?
Bezzwłocznie uniosłam wzrok na twarz rozmówczyni, przelatując po drodze poprzez wytworne, bogato zdobione złotem kimono i długą, naznaczoną lekkimi zmarszczkami szyję.
 - Ah! Lady Yasui! Jakie miłe spotkanie! - uśmiechnęłam się szeroko i wstałam, serdecznie ujmując wystawioną do powitania dłoń. Dama, której twarz pozostawała surowo zaciągnięta również wysiliła się o delikatne drgnięcie kącikiem ust. - Co Panią tutaj sprowadza?
 - Wraz z małżonkiem otrzymaliśmy oficjalne zaproszenie od szanownego Kazekage. Postanowiliśmy, w drodze wyjątku, wyruszyć w podróż i zjawić się na bankiecie. Mają tu, doprawdy, świetne jedzenie.
 -  Nie ma bardziej utalentowanych kucharzy od tych z naszej wioski. - wtrącił Kankuro, ujmując i unosząc do ust natychmiast wystawioną dłoń kobiety. - Pozwoli Pani że się przedstawię. Jestem Kankuro No Subaku, brat szanownego Kage.
 - Cóż za zaszczyt! - odparła Lady, dostojnie unosząc podbródek. Znałam zasady towarzyskie jakie obowiązują w jej rodzinie, wobec czego natychmiast pośpieszyłam z prezentacją.  
 - Kankuro, przedstawiam ci Lady Yasui, wywodzącej się z klanu Utau. Jak pewnie słyszałeś, to oni zajmują się leczeniem chorych umysłów za sprawą śpiewu.
 - Oh tak! Po minionej wojnie mamy wyjątkowe natężenie pracy. - potwierdziła rozmówczyni, z udręką ocierając nieistniejący pot z czoła.
 - Nie sądziłem że kiedykolwiek będzie dane mi poznać osobę z tego rodu. - chłopak ukłonił się dostojnie - Jestem wdzięczny za uwagę, Lady Yasui.  
 - To prawda. Bardzo rzadko opuszczamy nasze rezydencję. Źle wpływa to niestety na moc duchową.
 - Na długo państwo przyjechali? - zapytałam, skrycie plując sobie w brodę za założenie tak dziwkowatej sukienki!
 Klan Utau zdecydowani różni się od innych rodów.
W ich kulturze obowiązują bardzo ekstrawaganckie zasady, których nie przestrzeganie spotyka się z surową karą. Nie jest tajemnicą że członkowie tej rodziny faktycznie nie opuszczają własnego domu, oferując usługi lecznicze tylko w jego obrębie, i tylko gdy pacjent przestrzeże określonych zasad. Życie tam przypomina urzędowanie w zamierzchłych czasach, minionych dwa wieki temu. Obowiązują wytworne stroje, służące oraz przyzwoitki. Wyniosłość Lady Yasui nie jest więcej przesadzona tylko, w ich warunkach- zupełnie naturalna.
  - Ależ oczywiście że nie. W drogę powrotną wyruszamy jeszcze dzisiaj.
 -Sakura, nigdy nie wspominałaś że znasz się z osobistościami Klanu Utau. - wtrącił Kankuro, spoglądając na mnie z żywym zainteresowaniem.
 - I jest to bardzo głęboka znajomość! - z odpowiedzią przyśpieszyła sama Lady, wdzięcznym gestem poprawiając płaty kimona - Doktor Haruno wielokrotnie służyła nam radą w przypadku cielesnych dolegliwości. Prawdę mówiąc tylko ona jest upoważniona by czynić nam lecznicze usługi. W innym wypadku bywa to skrajnie niestosowne i potępiane! Bardzo zależy nam na dalszej współpracy z Panią. - zwróciła się twarzą bezpośrednio do mnie - Zaakceptowanie osoby z zewnętrznego świata to dla naszej rodziny wielka niedogodność i nie chciałabym narażać się na to jeszcze raz.
Pokojowo pokiwałam głową, czując się w obowiązku uspokojenia jej nieuzasadnionych obaw
 - Jestem do pańskiej dyspozycji o każdej porze dnia i nocy.
Dama wyraźnie odetchnęła z ulgą
 - Bardzo się zamartwialiśmy gdy stan panienki nagle się pogorszył. Cieszę się więc że udało się pani przezwyciężyć zjawisko śpiączki.
 - I czuję się rewelacyjnie - dopowiedziałam z szerokim uśmiechem - Proszę się nie obawiać.
 - Naturalnie! Oh, idzie mój mąż! Takai, najdroższy spójrz kogo spotkałam!
 - Czy to nie nasza doktor Sakura? Zupełnie nie poznałem!
Takai był mężczyzną przysadzistym i niedużym. Twarz miał kanciastą i surową, odznaczającą się wrodzoną wyniosłością. Podobnie jak swoja żona spoglądał na wszystko z góry, z nutką rezerwy.
 Pokornie pochyliłam głowę, upiększając usta w śmiały uśmiech.
  - Wygląda Pan lepiej niż ostatnio. Czy maści na reumatyzm dalej panu służą?
 - O tak! Bardzo mi się po nich polepszyło ale muszę cię prosić o wydanie mi jeszcze odrobiny tego specyfiku. Długo byłaś niedysponowana i bardzo uszczupliłem swoje zapasy..
  - Jeszcze dzisiaj zaopatrzę szanowną mość w pełny słoiczek.
Mężczyzna zadowolony pokiwał głowę i zamyślił się nad czymś, uprzednio wydąwszy usta.
  - Czy dotarły do ciebie wesołe wieści ? - zaszczebiotała Lady Yasui Utau, wykorzystując chwilową wyrwę w rozmowie. Wydawała się prze szczęśliwa faktem który zaraz ogłosi, więc czekałam cierpliwie aż z jej ust wypłyną kolejne słowa. - Nasza mała Yuuki się zaręczyła!
  - O! - rzuciłam szczerze zaskoczona. Przecież mała Yuuki faktycznie była mała. Liczyła sobie jeśli się nie mylę lat 15. Potęgą wzroku zdążyłam przekazać Kankuro nieme ostrzeżenie, w razie gdyby wpadło mu do głowy zakwestionowanie wieku przyszłej panny młodej. Na szczęście pojął aluzję.  - Kto jest tym szczęściarzem?
Dobra mina do złej gry, od dziś specjalnością Sakury Haruno!
  - Cieszę się że pytasz! Zawarliśmy porozumienie z klanem Yota. Nareszcie uda nam się połączyć nasze rodziny i wzmocnić siłę przyszłych pokoleń.
  - Yota?
 Dlaczego miałam wrażenie że znam również przyszłego pana młodego? Co prawda z klanem panującym nad pogodą nie miałam zbyt wiele wspólnego, aczkolwiek rozum podpowiadał mi, że los w tym przypadku może się okazać dla mnie przychylnym. Jeśli mała Yuuki usidli Taizo to aż upije się ze szczęścia. Ich szczęścia, naturalnie.  
  - Potężny ród, potężne kekken genkai, potężnie bogaci, czego chcieć więcej.
- Dobrze, dobrze chodźmy już Yasui! Szanowny Raikage chce z nami pomówić. Do zobaczenia, Sakuro.
Otępiała zdobyłam się na delikatne machnięcie dłonią. Jednakże kiedy oboje zniknęli mi z oczu gwałtownie obróciłam się w stronę Kankuro i uczepiłam jego ramion.
 - Wiesz co to oznacza?! - zapiszczałam radośnie, wlepiając w niego rozpromienione tęczówki.  - Jeśli Taizo wpadnie w małżeństwo z członkinią klanu Utau...
Gestem ręki ponagliłam go do dalszego rozwinięcia mojej wypowiedzi.
  - To cooo... ? - wyraźnie nie załapał  
Westchnęłam ciężko i mocno nim potrząsnęłam
  - Myśl ty gejowata kukło!
  - Hej hej! - zawołał z oburzeniem - Napięta atmosfera nigdy nie sprzyja dobrym pomysłom!
  - To wtedy Taizo da mi spokój! - dokończyłam litościwie, wyszczerzając się na wszystkie zęby.
Kankuro bardzo wolno oswajał się z tym co powiedziałam.
  - Poczekaj.. - zaczął niepewnie, przymrużając oczy - Ten Taizo że  t e n Taizo? Ten któremu produkowałaś trucizny?
Entuzjastycznie pokiwałam głową
  - A jaką masz pewność że to właśnie on?
Nieco zrzedła mi mina. W końcu wzruszyłam ramionami.   
 - Czyli żadną.
Znowu pokiwałam głową.
 - A nie mówisz nic ponieważ ?
Znowu wzruszyłam ramionami.
  - Sakura!
  - Dobra już dobra - zachichotałam cicho - Tylko się z Tobą droczę.
 W odpowiedzi uśmiechnął się szeroko po czym powiódł spojrzeniem gdzieś ponad moją głową a następnie zmarszczył brwi. Odruchowo ruszyłam śladem jego wzroku, chcąc skonfrontować się z obiektem wpatrywań.
Zanim zdołałam do końca się obrócić, ramiona chłopaka niespodziewanie objęły mnie i przyciągnęły ku sobie. Wylądowałam twarzą w fałdach koszuli i marynarki i powoli rozmyślałam nad tym, co się właśnie dzieje. Generalnie nie śpieszyło mi się, bo napięte mięśnie jak w imadle zakleszczyły się na mojej tali sugerując nieprędkie wypuszczenie.
 - Kankuro czy ty zgłupiałeś? - burknęłam, unosząc nieco głowę by słowa nie ginęły gdzieś na wysokości jego piersi - Upewniasz się czy kobiety na pewno Cię nie pociągają? W takim nie trzymaj mnie tak mocno, nie jestem facetem.
 Jego bliskość nie porażała mnie, ani w żadnym stopniu nie krępowała. To przecież był Kankuro, mój stary, dobry przyjaciel. W dodatku homoseksualny.
Nie wzdrygnęłam się gdy wilgotne wargi zetknęły się z moim czołem, obdarzając je delikatnym muśnięciem. Jedynym wyraźnym defektem tego gestu okazała się wzmożona praca myśli. Czemu? Po co? Dlaczego? Co tu się dzieje?
 - Proponuje następny taniec - odezwał się nagle, uwalniając mnie z własnego uścisku. Odsunęłam się niepewnie, patrząc na niego spod na wpół przymrużonych powiek
   - Nie wyjaśnisz mi?
  - Wyjaśnię - zapewnił z uśmiechem i delikatnie chwycił mnie za łokieć, podprowadzając na parkiet - Chciałem coś sprawdzić.
Delikatnie ułożyłam dłoń na jego ramieniu
  - I sprawdziłeś? - mimowolnie zaśmiałam się, rozczulona zamyśleniem jakie poprzedza każde jego zdanie.
  - Owszem - pokiwał z zadowoleniem głową - Teraz wiem że Sasuke mnie nie polubi.
Jego słowa wybiły mnie z rytmu tak bardzo, że omal nie potknęłam się na płaskim parkiecie.
  - Co ma do tego Sasuke? - zapytałam z roztargnieniem.
  - Więcej niż może ci się wydawać, głuptasie.
Okręcił mnie szybko a następnie przyciągnął ku sobie. Delikatnie otarł się nosem o mój policzek.
 - K-Kankuro ! - wyszeptałam zgorszona - Już widzę jutrzejsze napisy w gazecie! “Czy niepozorna pani doktor z Konohy zmieniła naturę wytrwałego faceciarza? Szokujące zdjęcia z ich wczorajszego spotkania!”
Chłopak zaśmiał się głośno, odchylając głowę do tyłu.
  - Nawet ty nie masz takiej mocy... - zamyślił się - Albo może i masz?
Rozszerzyłam oczy, wpatrując się w niego z żywym przestrachem.
  - Nie denerwuj mnie.
Uniósł do góry jedną brew.
  - Czyżbyś miała już dość wielbicieli?
 - Kiby! Kiby mam dość - mruknęłam zgryźliwie i obróciłam głowę w bok niespodziewanie konfrontując się z widokiem który zmroził wszystkie komórki w moim ciele. - A to drań! - wysyczałam, zaciskając dłoń na ramieniu niewinnego Kankuro.
Jak on mógł! Jak mógł!
Najpierw całował mnie jakby postradał wszystkie zmysły a teraz... a teraz robi to samo z naiwną Nanami! Podstępny, przebiegły.. ten..
 - Ał! - Kankuro aż podskoczył kiedy niechcący ugodziłam go obcasem w stopę - Taka zapalona tancerka jak ty, popełnia taki błąd. Zaczynam się o Ciebie martwić!
  Martwiłabym się o buźke Uchihy po tym jak już z nią skończę! Nie mogłam oderwać od nich wzroku. On, wysoki, barczysty, nieziemsko przystojny i ona, zdradziecko tkwiąca w jego objęciach, przyciśnięta mocno do męskich warg, równie śliczna co wyrafinowana!
 - A co mnie to obchodzi! - rzuciłam nagle w odpowiedzi na własne myśli i odwróciłam wzrok, krzyżując go z rozbawionym spojrzeniem Kankuro. - Co ? Wkopać ci? - rzuciłam wojowniczo, zbliżając do niego twarz.  
  - Ma mi się oberwać za to co wyprawia Sasuke? Podziękuje!
  -  Ale to wcale nie chodzi o niego! - rzuciłam oburzona.
 Każda część twarzy mojego partnera jasno mówiła, co on o tym myśli. Głośno nabrałam powietrza i skonsultowałam tęczówki z widokiem lśniących, jasnych podłóg. Na szczęście albo były matowe, albo nie otrzymały stosownej dawki polerowania. Gdyby odbijał się w nich wyraz mojej twarzy, popadłabym chyba w depresję.
 Czułam się oszukana… wykorzystana, zbrukana, splamiona, zhańbiona. Zupełnie jak za czasów Akademi, gdy chłodny, opanowany Sasuke mógł robić ze mną co chciał nie powiedziawszy przy tym ani słowa. W tym wypadku także tak było.
 Nie żebym odnosiła się do naszego pocałunku w jakikolwiek emocjonalny sposób. Nie jestem aż tak głupia. Ten gest zawierał w sobie tylko dzikie pragnienie, emocje, którą usiłowałam na wszystkie sposoby w sobie stłumić.
Sakura przestań o tym myśleć, skarciłam się w duchu i … zerknęłam na nich kątem oka.
 Zaprzestali pieprzonych pocałunków na rzecz dokładnych, manualnych oględzin swoich ciał. Dokładniej rzecz ujmując Uchiha w najlepsze wodził po niej rękami a ona chichotała jak najęta idiotka.
  - Aż tak cię to gryzie? - usłyszałam nagle przy swoim uchu i z wrażenia aż poderwałam się do góry.
 - Ani trochę - rzuciłam lekko, utrzymując pozory osoby spokojnej i beztroskiej.
Kankuro chwycił mnie w tali i zaprowadził do stołu. Usiadłam z najprawdziwszą ulgą, jednocześnie odwracając się plecami do obrazu, który za sprawą miliona szpileczek nakłuwał moje poczucie godności.
 Byłam wdzięczna chłopakowi za to że milczy ale wiedziałam że taki stan nie może utrzymywać się w nieskończoność. Nie chciałabym aby pomyślał, że zakochałam się w Sasuke i teraz targa mną najprawdziwsza zazdrość. Sytuacja z przykrej zrobiłaby się dramatyczna, bo rodzeństwo No Subaku przeważnie nie ma przed sobą tajemnic. W sprawie tak trywialnej jak “miłość” o której wie Kankuro - równorzędnie wie także Temari.
Jak stracić życie żyjąc, krótkie sprawozdanie Sakury Haruno - już martwej chodź wciąż żywej kobiety terroryzowanej przez piaskowego demona z wachlarzem.
 Tymczasem nie ma bardziej mylnego wyjaśnienia mojego czasami zbyt dynamicznego zachowania. Byłam po prostu nędznie wykorzystaną, zdradzoną kobietą, przeżutą i wyrzuconą na rzecz młodszego, lepszego smaku w zaledwie pół godziny po pierwszym, jedynym i ostatnim pocałunku!
 - Jesteś facetem, prawda? - rzuciłam szybko, chcąc mieć ten temat jak najprędzej za sobą.
Kankuro spojrzał na mnie z bólem.
 - Na prawdę trzeba o to pytać? - odparł gorzko, załamując ręce - Tak, jestem.
Uniosłam i głośno klasnęłam w dłonie ubarwiając usta w szeroki uśmiech. Mam przed sobą żywy okaz tej odsłony człowieka a głupio domyślam się co też oni mogą mieć w takich momentach w swoich dekoracyjnych główkach.
 - Czy zdarzyło ci się całować z dwoma facetami w jednym dniu? - starałam się ubrać głos w pospolite zaciekawienie, wyszedł mi jednak entuzjastyczny pisk. Słowa wypowiadałam zbyt szybko by można było uznać je za naturalne.
Zamyślił się chwilę.
 - No tak. Prawdę mówiąc robię to dość często. Oczywiście tylko jeśli jest to niezobowiązujący, czysty akt pocałunku bez dłuższego wiązania się na przyszłość.
Mina mi zrzedła. Zdecydowana byłam usłyszeć wszystko, od “nie, absolutnie! Nikt tak nie robi.”, poprzez “To nie sprawiedliwie w stosunku do pierwszej osoby” kończąc na “Tylko najgorsze dranie posługują się takimi metodami”.
Poczułam się po stokroć gorzej niż kilka minut temu.
 - I jest to dla was naturalne? - zapytałam spokojnie, dla pozorów upijając łyk podstawionego przez kelnera napoju. Zimna ciecz przyjemnie rozlała się po przełyku.
 - Tak. Raczej tak.
A nie powinno! Uświadomiłam sobie że Sasuke nie różni się niczym od innych mężczyzn i po prostu szuka łóżkowych wrażeń. Na pewno nie zamierzam być kolejną kobietą która mu ich dostarczy a następnie pójdzie w odstawkę!
 - Dlaczego o tym mówisz? - zapytał Kankuro, przypatrując się mi z niebezpiecznym zainteresowaniem.   
 - Tak z ciekawości. - odwróciłam wzrok udając że coś bardzo pochłaniającego znajduje się właśnie w drugim rogu sali. Nie była to może najlepsza taktyka, bo chłopak dodatkowo wzmógł czujność. Katem oka widziałam jak naprzemiennie spogląda na mnie i na Sasuke, powoli łącząc fakty.
 - Całowałaś się z Sasuke? - on nie zapytał, on to stwierdził jednocześnie mocno rozszerzając oczy. - W piaskowym ogrodzie prawda?
Zażenowana zdobyłam się na smętne pokiwanie głową
 - To był największy błąd w moim życiu i.. O nie, nie, nie! Miewałam już gorsze rzeczy. To był największy błąd w tym tygodniu! - zadecydowałam z rozżaleniem, ukrywając twarz w dłoniach. - A teraz czuję się okropnie.
  - Bo cię wykorzystał?
 - Ty także tak uważasz? - zapytałam gorzko. Najchętniej utopiłabym się teraz w szklance z sokiem pomarańczowym.. Gwałtownie poderwałam głowę do góry - Boże! Tylko nie mów tego wszystkiego Temari!
  - Czego ma nie mówić komu i czemu nieeee?
 Obok mojego ucha rozległ się nagle pijacki bełkot, poprzedzający o sekunde zwalenie się obcych rąk na moje ramiona. Zamrugałam zdezorientowana, nachylając się od ciężaru ciała napastnika, które ten bez skrępowania powierzył moim plecom - Powiedzieć ci niuaaansaa?
Przed oczami śmignął mi potężny blond kucyk.
  - Ino kurde, co ty ze sobą zrobiłaś?
Miałam okazję przez chwilę zająć się problemami innych. Ten jeden raz, dla ulgi sumienia, postanowiłam sprostać temu zadaniu.
 - Haaaaaa ale nic nie zrobiłam, jak miałam robić? - zachichotała głośno i zachwiała się groźnie na bok. Z natychmiastową pomocą ruszył Kankuro. Wstał i mocno chwycił kobietę za ramiona, sadzając na miejscu które do tej pory zajmował. Sam zajął pozycję za moim krzesłem, opierając się o nie z nonszalancją.
  - Jesteś pijana.
 - A ty nieeeeeee! Nigdy.. -czknęła głośno, nieudolnie zasłaniając ręką usta - Nigdy nie byłaś pijaaana Sakura-chan!?
 - Byłam parę razy - przyznałam szczerze, z czułością wyplątując zabłąkaną parę blond kosmyków spod ramiączek stanika Ino.
   - I co wtedy rob.. robiłaś?
 - Uczyłam się tańczyć - to także była prawda. Ze spokojem przetrzymałam zdziwione spojrzenie Ino, które pomimo zamglonych alkoholem tęczówek pozostało wyjątkowo wyraźne. Założyłam nogę na nogę. - No, co to za niuuuans - wystawiłam palec wskazujący i środkowi i zagięłam je dwa razy, dając upust kłębiącej się ironii - który chciałaś przekazać?
  Blondyna ożywiła się, energicznie podrygując na krześle. Rozejrzała się szybko a następnie wystawiła przed siebie rękę, wskazując na coś z godną politowania dyskrecją. Zdążyłam pożałować że uczestniczę w tym marnym przedsięwzięciu, sfinalizowanym przez naprutą do granic możliwości blondynkę.  
 - Patrz tam! - rozkazała, więc popatrzyłam. I szybko przeklęłam Ino za ten boski pomysł. - Czy nie wyglądają razm.. raeem.. razem ślicznie?
Pułapka, pułapka, pułapka krzyczał mój rozum.
Zabij ją, zabij ją, zabij ją podpowiadało serce. Niekoniecznie wiedziałam do kogo odnosił się ten głos; mogłabym przypisać go zarówno postaci Ino jak i przeklętej Nanami. W przypadku obydwóch była to niezwykle kuszącą myśl.
 Sensacją w życiu Yamanaki okazał się, jakżeby inaczej, Sasuke i jego aktualna, nieświadoma niczego ofiara. .
 Tak się złożyło że zajmowałam idealne miejsce do inwigilacji. Starannie ukryta pośród par idących i schodzących z parkietu, skrywałam się bezpiecznie za oparciem krzesła i mężczyzną za nim stojącym. Kankuro świdrował wzrokiem przystojnego smyczka, wobec czego zyskałam swobodę działania. Śmiało wychyliłam się do przodu i obserwowałam.
Uchiha trzymał rękę na plecach swojej ofiary. Widziałam to wyraźnie ponieważ kobieta odwrócona była do mnie tyłem.  
 - Ależ ona ma tyłek! - podsumowała trafnie blondynka i gdyby nie głośna muzyka, jej deklaracja dotarła by do uszu wszystkich obecnych. Łącznie z posiadaczką ładnego tyłka i osoby która w takim tempie będzie ten tyłek niedługo ściskała.
Tak jak mój w piaskowym ogrodzie, pomyślałam zjadliwie, na to wspomnienie szybko czerwieniąc się po czubki uszu. Nie uszło to pijackiemu zmysłowi blondynki.
  - Ojeeeeeeej.. chyba masz - czknęła - gorączkę!
  - Gdzie masz Sai’a? - odcięłam się szybko i zerknęłam na nią, krzyżując ręce na piersi.
Wydęła usta i zamyśliła się głęboko, o czym świadczyła podłużna bruzda na jej czole
  - Nieeee wieeeem - podrapała się policzku a następnie wyszczerzyła szeroko - Pokłóciliśmy się, hihi. I go już - czknęła głośno - nie widziałam.
  - O co się pokłóciliście? - zmarszczyłam brwi, od tej chwili słuchając jej mamrotów ze zdwojoną uwagą. Ino i Sai byli bardzo ugodowym związkiem, generalnie nie sprzeczali się prawie nigdy skąd więc nagle.. Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałam.
 - Powiedział żeee.. że jestem ..ee.. coś jakby pusta. I poszedł.
Widocznie każdy ma swoje granice, nawet Sai. Nie jest sekretem że Ino bywa dość nierozgarnięta i trzpiotawa. Szczególnie kiedy w grę wchodzi dobra zabawa, alkohol i mężczyźni. Westchnęłam ciężko.
  - Ino przecież wiesz..
  - Zasnęła. - rzucił jakby od niechcenia Kankuro
  - Co? - powiodłam spojrzeniem w kierunku miejsca pobytu do niedawna świadomej kobiety. - O kurde
 Zastałam ją wygodnie leżącą na stole, z policzkiem przyciśniętym do blatu. Zamrugałam dopasowując tą sytuację w określone miejsce na linii czasu. Przecież nie odpowiadałam jej zaledwie od 20 sekund! A ona zdążyła olać mnie, położyć się i w dodatku słodko zasnąć.  
 - Co powiesz, jeśli zaproponuje ci spacer? - powiedział cicho Kankuro i podał mi rękę. Przyjęłam ją niepewnie, w chwilę później stojąc już na równych nogach. Machnęłam dłonią w stronę nieprzytomnej alkoholiczki
 - A co z nią?
Kankuro przyglądał jej się przez moment. Naliczyłam dokładnie 3 sekundy wahania.
  - Zostawmy ją tutaj. W końcu ktoś się nią zajmie.
  - Myślisz że to w porządku?
  - I tak nie będzie tego pamiętać.
  - No.. - spojrzałam niepewnie na nieprzytomne ciało przyjaciółki - W sumie masz racje.
Logiczna argumentacja przełamała wyrzuty sumienia jakie jeszcze w sobie nosiłam i siłą rzeczy zwyciężyła. Przyczyniła się do tego również znikoma ochota na późniejsze odtransportowanie alkoholowych blond-zwłok na wycieraczkę hotelu.
Niech zajmie się tym ktoś inny, pomyślałam z zadowoleniem i z Kankuro pod rękę ruszyłam w stronę wyjścia. Zbyt późno zorientowałam się że przecinając trasę do drzwi będę musiała skonfrontować się również z Sasuke. Spięłam się mimowolnie nieprzygotowana na krępujące w najlepszy razie, bliższe spotkanie.
 No Subaku musiał wyczuć targającą mną niepewność, ponieważ w geście wsparcia mocno chwycił mnie w tali i przyciągnął ku sobie. Wszystkie plany ucieczki jakie zdążyłam wysnuć poszły się rypać.
Nie zostało mi nic innego jak zacisnąć zęby, unieść dumnie głowę i postarać się nie potknąć. Wywalając orła przed stopami Sasuke na pewno nie zrobiłabym oczekiwanego wrażenia. Przy takiej upokarzającej okoliczności pozostałoby mi tylko przefarbowanie włosów na depresyjną czerń, zmiana nazwiska… oraz wioski, operacja twarzy i skompletowanie nowych znajomych. To byłoby, pomyślałam zaradnie, bardzo czasochłonne zajęcie.
 Z tej odległości widziałam go całego wyraźnie. On również mnie spostrzegł.
Czarne tęczówki prze taksowały mnie z uwagą, nie omijając najmniejszego skrawka ciała. Kiedy obserwacje dobiegły względnego końca i myślałam, że da mi już spokój, kształtne usta mężczyzny uniosły się lekko, wykrzywiając w kpiący uśmieszek. Z premedytacją przyciągnął Nanami bliżej siebie. Mimowolnie zacisnęłam dłoń w pięść.  
 Moment w którym przechodziłam dokładnie obok jego ramienia zdawał się nie mieć końca, chociaż składał się z zaledwie jednego kroku. Oboje nie opuściliśmy wzroków, patrząc sobie w oczy tak długo, jak było to możliwe. On robił to trzymając w ramionach uśmiechniętą szatynkę, a ja przyciskając się bezwstydnie do boku Kankuro.
Napięcie jakie mi towarzyszyło można było łapać garściami i wypychać nim poduszki.
 Odetchnęłam z ulgą za każdym następnym posunięciem w trakcie których zostawiałam go coraz bardziej za sobą. Starałam się nie kręcić biodrami, wydawało się to jednak zbyt dużą pokusą bym mogła się temu oprzeć.
 Brunet pochwycił za klamkę i otworzył przede mną drzwi. Ten gest stał się zwieńczeniem moich dzisiejszych krzywd w krwistoczerwonej sukience, krępującej każdy ruch i przyciągającej każde spojrzenie.
 - Zachowaj spokój - usłyszałam dyskretny szept, a następnie poczułam niespodziewane uszczypnięcie w tyłek. Gdzieś w przelocie trzasnęły drzwi. Wszystko działo się tak szybko że nie zdążyłam do końca zrozumieć słów Kankuro, a co dopiero się do nich ustosunkować. Drgnęłam zaskoczona, zwracając na niego szeroko otwarte oczy.
  - Co to miało być! - zawołałam oburzona, masując się po obolałym miejscu.
 - Ciągle się za tobą oglądał więc.. utarłem mu nosa - uśmiechnął się szeroko i zmierzwił moje włosy dłonią, niezruszony ruszając w dalszą drogę. Dopiero teraz uderzył we mnie zimny powiew, obfitujący w tlen, świeżość i rześkość. Z przyjemnością wpuszczało się go do płuc. - Zdążyłem zamknąć drzwi zanim na mnie nakrzyczałaś. Na szczęście zachowałem twarz!
 Pokręciłam rozbawiona głową i szybko go dogoniłam.
Przemierzał uliczki Suny wolnym, odprężającym krokiem. Pokusiłam się o przyjemną dla stóp podróż na bosaka; twarde buty na obcasie nie sprzyjały wędrówką po piasku, a ja po całonocnym kręceniu się w nich potrzebowałam chwili wytchnienia. Zimne podłoże mi to gwarantowało.
 -  Nie masz ochoty zobaczyć jak miewają się nasi pacjenci? - zagadnęłam wesoło, chwytając chłopaka pod ramię.

 Im więcej czasu spędzam z Haruno, tym więcej poznaję odsłon jej trudnego charakteru. Do tej pory ukazała się: agresywna Sakura, potulna Sakura, kłótliwa Sakura, strachliwa Sakura, przebiegła Sakura i wojownicza Sakura. Dzisiaj zasmakowałem zmysłowej Sakury, a teraz obserwuje jej alternatywną odsłonę- Sakurę rozwiązłą. Spośród wszystkich ta ostatnia podobała mi się najmniej.
 Jej owocny flirt z Kankuro trwał w najlepsze. Pozwalała mu na rzeczy, które w przypadku kogokolwiek innego spotkałyby się tylko z naprostowującym ambicje ciosem. Zawsze razem, siedząc czy tańcząc brunet w jakiś sposób utrzymywał fizyczny kontakt z jej ciałem.
 Pierwszy raz zdarzyło mi się aby kobieta nie tyle szybko zapomniała o moim pocałunku, ale także w parę minut po nim odeszła z innym mężczyzną. Takiej rysy mój honor nie zaznał jeszcze nigdy.
Obserwowałem uważnie każdy jej ruch. Widziałem kiedy podnosiła się ujmując za dłoń starszą kobietę odzianą w wytworne i szerokie kimono. Zakodowałem najmniejsze poruszenie soczystych warg gdy mówiła i ułożenie prostych zębów, gdy się śmiała. Uśmiechem zarezerwowany dla otoczenia “bez Uchihy” bez skrępowania obdarzała rozmówców, znajdując ku temu odpowiednią okazję. Była prawdziwa i szczera… lecz wciąż rozwiązła.
  - Sasuke-kun - niechętnie zerknąłem na Nanami. Siedziała z pochyloną głową, od czasu do czasu nieśmiało unosząc wzrok.
Pozbycie się jej szczytowało na samej górze listy moich pragnień a jednocześnie dotykało dna w kwestii rzeczy możliwych do wykonania. Kobieta była nieugięta i ani myślała dać mi spokój.
  - Czego ? - warknąłem, nie łudząc się już że groźba w czymś pomoże. Tak naiwny byłem 10 minut temu.
  - Czy podoba ci się mój kolor włosów? Według mnie jest on…
Podczas gdy ona przedstawiała sekwencje wszystkich barw na świecie, ja szczerze tym gównem znudzony odwróciłem wzrok. Szybko odnalazłem czubek różowej głowy.
 Wstałem. Bez rozmysłu ruszyłem w jej stronę, pozostawiając za sobą puste krzesło i zdziwioną postać Nanami. Dziwne, że odnotowała mój odwrót; pochłonięta wykładaniem tematu o włosach mogłaby równie dobrze wcale tego nie zrobić. Pokonywałem kolejne metry kompletnie nie wiedząc po co tam idę.
Zobaczyłem Sakurę szczerze szczęśliwą, co gorsza, w towarzystwie lalkarza. Ciągle wydawało mi się że słyszę jej głośny śmiech i widzę uśmiech, promieniujący zaraźliwą radością. Tyle wystarczyło, abym zapragnął odebrać jej ten kawałek nieba. Jak to zrobię, jeszcze nie przemyślałem. Czemu chcę to zrobić, nie wiem.
 Był to jeden z tych życiowych momentów kiedy ma się najmniej do powiedzenia w kwestii sterowania własnym ciałem. Sęk w tym że nie miałem pojęcia kto tym razem nad nim panował. Rozum już dawno postawił się za opcją powrotu do stolika i wysłuchania monologu o zawiłości fryzur. Byłoby to na pewno rozsądniejsze niż wpakowywanie się między dwójkę ludzi i wygłoszenie zaszczytnego “Yyy...”.
 Usłyszałem za sobą stukot damskich obcasów i piskliwe zawodzenie. Przyśpieszyłem, chociaż przed chwilą faktycznie zamierzałem zawrócić.
A teraz byłem zbyt blisko by to zrobić nie tracąc jednocześnie twarzy. Kankuro już mnie dostrzegł. Odwrócona tyłem Sakura jeszcze nie; żywo gestykulowała rozprawiając nieustannie na nie istotny temat.
 Zatrzymałem się nagle i trzeźwiej przemyślałem sytuację. Cel miałem niejasny, ponieważ sam go do końca jeszcze nie poznałem. Coś kazało mi tu przyjść, więc przyszedłem, coś kazało mi wrócić z Sakurą, więc.. wyciągnąłem po nią dłoń.
Kankuro groźnie zmarszczył brwi.
Nic w postawie chłopaka nie wskazywało na ochotę podzielenia się z kimkolwiek odrobiną Haruno.
Ale ja nie chciałem odrobiny.
Chciałem całość.
 Niestrwożony postąpiłem krok do przodu. W tym samym momencie No Subaku gwałtownie przyciągnął do siebie kobiete. Ujął ją mocno w tali, a ona tak po prostu, bez słowa wtuliła się jego tors. Ich relacja była do tego stopnia intymna że różowo włosa nie wzbraniała się przed bliższym kontaktem, a to podziałało mi na nerwy. Mnie z tego powodu potrafiła nawet zatruć.
 - Sasuke-kun a więc znasz Sakurę-sama? - zaszczebiotała Nanami, uwieszając mi się na ramieniu całym ciężarem ciała. Gdyby była sprytniejsza, pomyślałbym, że usiłuje tym samym zatrzymać mnie w miejscu. - Podobają mi się jej włosy..
Głupia dziewczyna nie dostrzegła burzliwych iskier fruwających w powietrzu i bezmyślnie pchała mi się na muszkę. Byłem wściekły i nie wiem czemu zawdzięczałem to zdradzieckie uczucie.
Gwoździem do trumny okazał się pocałunek, jakim Kankuro obdarzył czoło Sakury. I to że i tym razem nie wykonała ona żadnej formy sprzeciwu. Lalkarz miał w ramionach coś, do czego po dzisiejszym dniu zaczynałem rościć sobie pewne prawa.
  - Jesteś strasznie spięty.
 Jeśli Nanami osiągnęła szczyt bycia uciążliwą, to właśnie w tym momencie. I albo była zbyt głupia aby zauważyć po co tu przyszedłem, albo tak inteligentna że postanowiła grać na zwłokę i udawać że nic się nie stało. Szczerze w drugą opcję wątpiłem.
 - Możemy iść się przejść Sasuke-kun. To zawsze pomaga! - pociągnęła radośnie
No tak. Już widzę siebie spacerującego w świetle księżyca wokół piaskowych wydm, zachwycającego się pięknem tutejszej nieistniejącej przyrody.
 - Chodź - warknąłem i ująłem ją mocno za nadgarstek, ciągnąc za sobą przez całą salę. Nie próbowała protestować, myśląc że zaakceptowałem jej banalny pomysł. Była w lekko mówiąc, małym błędzie.
 Nie zwykłem pozostawiać głupich kobiet na pastwę losu.
Uwolniłem się od widoku Sakury i jej nędznego kochasia i rozpocząłem mozolne starania o odzyskanie utraconego spokoju. Dobitne, ale to nie z Nanami zamierzałem wracać, a już na pewno nie planowałem robić tego w takim przyśpieszeniu i gniewie. Kankuro pokrzyżował moje plany z głośnym hukiem a nieświadoma Haruno tylko mu w tym zawtórowała. Taka już jej nieodłączna natura, że irytuje mnie nie będąc nawet tego świadomą.
 Mimo tego, coś w moim wnętrzu uległo eksplozji, z rozmachem mącąc myśli i wysnute zamiary. Niczego nie byłem już w tej chwili pewny, poza tym że miałem szczerą ochotę kogoś rozszarpać.
 Gwałtownie zerknąłem na Nanami.
Była ładna, nie za mądra i pełnoletnia. Taką przynajmniej miałem nadzieję.
Pal licho, musiałem być w ogromnym rozdarciu skoro nawet ten aspekt nie wydawał się dla mnie dużym problemem.
  Szukając ujścia dla rozszalałych emocji, odwróciłem się i pochyliłem nad kobietą składając na jej wargach mocny, pozbawiony delikatności pocałunek. Niemal natychmiast odpowiedziała mi zarzuceniem rąk na szyję i przysunięciem się bliżej. Jej zapach… nie spodobał mi się. Był mdły, za ostry i za słodki jednocześnie. Szkoda że jego właścicielka nie mogła poszczycić się taką dwustronnością. Od początku przedstawiała się jako szara, ckliwa i nudna dziewczyna bez zadatków na ciekawsze aspekty charakteru.
Jeszcze 2 tygodnie temu nie byłby to problem, tylko cecha wręcz pożądana. Tymczasem podświadomie porównywałem ją z temperamentną Sakurą, a przy jej świetle biedna Nanami wypadała krzywo i nieciekawie.
 Prawda była taka, że cholernie podobało mi się wszystko co miało związek z różową osobistością. Moja dzisiejsza partnerka nie była nią w żadnym tego słowa znaczeniu. Wypłowiała, nieciekawa i do granic irytująca. Całowała z resztą podobnie - nudno.
Mocno ścisnąłem pośladek kobiety, na co ona, odchyliwszy się zachichotała głośno.
Otworzyłem oczy i szybko tego pożałowałem. Wśród tańczących osób na krótko mignęła mi zastygła w zdziwieniu twarz, otoczona pękiem różowych włosów. Pojawiła się równie szybko jak zniknęła, mimo to nie mogłem wyrzucić z myśli widoku dwóch, szeroko rozwartych tęczówek. Odległość nie przeszkodziła mi w zobaczeniu ich cholernie wyraźnie.
 - Kurwa mać - zakląłem siarczyście. Czy ona nigdy nie da mi spokoju? Wszędzie pojawia się bez zaproszenia i znienacka sieje spustoszenie w mojej głowie. - Rusz się.
Złapałem osłupiają Nanami za ramie i popchnąłem do przodu, nakazując jej podróż w narzuconym kierunku. Zawahała si,ę ale w końcu, z pomocą mojej ręki pomaszerowała przed siebie, przechodząc na korytarz przez drzwi, które w geście pieprzonego napadu kultury jej uchyliłem.
Następnie bez problemu wciągnąłem ją do męskiej toalety i zamknąłem za nami jedną z kabin. Zaczęła zadawać pytania mniej więcej w połowie tych czynności.
 - Sasuke-kun! Ale co ty.. - zapiszczała gdy odepchnąłem ją od klamki i zasłoniłem sobą drzwi.
  - Zamknij się
Przekręciłem zamek. Zaskoczył z głuchym trzaskiem
  - Ale.. - zamknąłem jej rozgadane usta mocnym pocałunkiem, jednocześnie gwałtownie przybijając wijące się ciało do krótkiej działowej ścianki. Opieranie się w jej przypadku było pojęciem czysto względnym. Gdy tylko pojęła do czego dążę, ochoczo zarzuciła mi ręce na szyję i westchnęła głośno. Szybko sprostowałem ten ruch, brutalnie krępując jej dłonie nad głową.
  - Sasuke-kun...


 Zręcznie doprowadziłem ubranie do porządku.
W marszu zapinając spodnie, bez słowa opuściłem kabinę zostawiając w niej rozgorączkowaną, na wpół rozebraną kobietę. Tego właśnie potrzebowałem, 10 minutowej chwili zapomnienia w objęciach słabej i drętwej idiotki.
 Byłem rozdarty.
Po tym co zaszło jestem już pewny, że Sakura jednym pocałunkiem potrafi wyzwolić we mnie więcej pożądania. Nie wiem jak określić to, co się przed chwilą stało. Dobitne “strata czasu” byłoby do cna niesprawiedliwie bo i tak nie przeznaczyłbym go na lepsze rzeczy.  
 Wracając na salę, w pierwszej kolejności spotkałem się z pytającym spojrzeniem Naruto. Zignorowałem to i skierowałem się w przeciwną stronę, przed sobą rozpoznając rozbełkotaną Ino i zirytowanego Saia. Toczyli burzliwą dyskusję.
 Zawróciłem na pięcie, domyślając się jak wyglądają konsekwencję spotkania Yamanaki. Jej mentalność świeżo po kłótni musiała być po stokroć gorsza. Gdybym tylko wtedy wiedział, co czai się za moimi plecami, całkiem na poważnie rozważyłbym towarzystwo tej oto blondynki.
 Po obróceniu się stanąłem twarzą w twarz z rozanieloną Nanami.
Psia mać. Myślałem że da mi spokój, że poczuje się porzucona i wykorzystana, że poleci na skargę. Ona tymczasem wróciła do mnie z powrotem i rumieniła się delikatnie, jakbym co najmniej przed chwilą zabrał ją do obsypanej różami sypialni i kochał z francuską delikatnością, deklarując miłosne przysięgi
 - Czego jeszcze chcesz? - rzuciłem szorstko, wsuwając dłonie do kieszeni. Była równie durna co naiwna. Mógłbym ją nawet zgwałcić w tej kabinie a i tak wróciłaby po więcej, uradowana z otrzymanej atencji. - Już nie jesteś mi potrzebna.
  - Chcę ciebie Sasuke-kun. Ja wiem że tak w głębi serca jesteś dobrym człowiekiem - Oho. A wiec kolejna samarytanka.
  - Daj mi spokój.
Ominąłem ją, decydując się na spędzenie kilku ciężkich minut w towarzystwie rozhulanego Naruto. Imprezy masowe zdecydowanie były jego specjalnością. Wszyscy trochę już podpici bez skrępowania śmiali się ze słabych żartów i prowadzili rozmowy, których będą się jutro rano wstydzić.
 Każde towarzystwo, na jakie mógłbym się tutaj natknąć nie było dla mnie odpowiednie. Z jednej strony krąg zapalonych kustoszy alkoholu, z drugiej zespół niepokonanych tancerzy, w kącie gromadka wielbicieli wysłuchiwania pierdół, gdzieś na uboczu stowarzyszenie plotek i ploteczek. Do pewnego momentu wydawało mi się, że Kankuro jest równie neutralny i z tego tytułu byłem w stanie go znosić. Tak myślałem, dopóki nie zabrał się za krążenie wokół Sakury jak pobłyskujący ostrzegawczo księżyc.
  - Sasuke-kuuuun! - coś niewielkiego uczepiło się moich pleców - Nie zostawiaj mnie, proszę.
 Przymknąłem powieki na kilka długich sekund, w myślach przeplatając wiązanki wszystkich znanych mi przekleństw.
  - Nie rób scen. Puszczaj. - silnie odtrąciłem jej oplatające mnie w pasie ręce i wznowiłem marsz - I nie łaź za mną.
Spojrzałem na jej przygarbioną sylwetkę kątem oka.
  - Powiedziałem nie łaź - warknąłem, gestem ręki zatrzymując w miejscu i siebie i ją. Uniosła swoje wielkie ślepia, lśniące złowrogo. - Boże, czemu Ty ryczysz?
Żałośnie pociągnęła nosem.
  - Bo mnie nie chcesz, Sasuke-kun.
Powstrzymałem się przed przewróceniem oczami, chodź przyszło mi to z trudem.
  - Życie.
Machnąłem ręką i odwróciłem się, szybko odnajdując wzrokiem wyszczerzoną do mnie gębę Uzumakiego. Przygłup poruszał charakterystycznie brwiami, za plecami Hinaty pokazując mi wystawionego w górę kciuka. Robił przy tym durne miny, non stop wskazując oczami na moją niepożądaną towarzyszkę. Pomimo pozorów dyskrecji, cała śmietanka towarzyska jaka go otaczała z automatu wpatrzyła się we mnie, doszukując sensacji która tak rozemocjonowała Uzumakiego.
  Zmieniłem zdanie. Na pewno nie udam się do nich na pewne pożarcie.
 Zajmując miejsce przy ścianie, na jednym z rzędów wolnych krzeseł odetchnąłem głośno. A później jeszcze raz, i jeszcze, kiedy zorientowałem się kto z rasową determinacją próbuje usiąść na moich kolanach. Tak długo jak odtrącałem nieproszone cielsko, tak zamachy stawały się nachalniejsze.
  - Prooooosze! - wyszeptała błagalnie Nanami, w końcu triumfalnie rozsiadając się na moich nogach. Wcale mi się to nie podobało.
 Kunai zalegający w kieszeni marynarki ciążył niemiłosiernie, prosząc o zatopienie w jakimś lichym, kobiecym serduszku. Im dłużej o tym myślałem tym większą miałem na to ochotę. A później idąc z nurtem wykończyłbym też Kibę i Kankuro, bo nikt - poza szatynką- nie zalazł mi za skórę tak jak oni. Następnie, nie tracąc płynności, w pojedynkę rzuciłbym się na Konohę i obrócił ją w proch. Dość ekonomicznie: cztery pieczenie w jeden wieczór.  Zwycięstwo przypieczętowałbym zerwaniem z Sakury tej kiecki.
 Czułem niedosyt po naszym pocałunku, to pewnie dlatego teraz nie mogę znaleźć sobie nigdzie miejsca, pomyślałem, skutecznie tłumacząc sobie targające mną od pewnego czasu zjawiska.
A ów niedosyt pogłębiał się, wraz z kolejnymi minutami, jakie dane mi było spędzić na
obserwacjach. Kankuro nie odstępował Haruno na krok, Kiba nie spuszczał jej z oka… a ja byłem hipokrytą. I tego chyba nie trzeba wyjaśniać. Chciałem Sakury, nie Nanami. Lecz ta pierwsza ogrodziła się ode mnie stosem wojennych barykad, dodatkowo zewsząd zabezpieczonych głębokimi okopami.
Wyraźnie nie chciała mojego towarzystwa.
Dlatego to nie ja będę ją miał dziś w nocy, tylko Kankuro. Szlag mnie jasny trafi.
 Moje obawy potwierdziły się w niecałe pół godziny później, kiedy to oboje, nie kryjąc się z wzajemną sympatią, opuścili bankiet i więcej się już na nim nie pojawili.
  Zacisnąłem szczękę, przez resztę wieczoru zatapiając rozdarcie w ponętnych wdziękach Nanami. Proces wyrzucania Sakury z mojej głowy wkrótce przeniósł się do hotelowego pokoju.



Jestem teraz w Holandi. Bardzo ciężko jest mi pisać tutaj cokolwiek, mimo to mam nadzieję że rozdział spodoba się takim, jakim jest. Powstał w 3 dni, uwzględniałąc w tym jako taką korektę. Miłego czytania! (następny rozdział dodam najprawdopodobniej dopiero w sierpniu, kiedy wrócę do Polski)
Buziaczki ! :*

7 komentarzy:

  1. Ja chcę więcej ; - ; jestem zrozpaczona, że nie ma cię tak długo...Wypocznij dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bomba ❤ więcej więcej!!!
    Genialnie piszesz i tworzysz historie


    Kiedy next ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaglądam tak już któryś raz i znowu zaczepiłam się o motywację, bo inaczej tak cięęęężko zagonić mnie do napisania komentarza, że aż mi głupio. Wybacz, naprawdę, wybacz mi! Jednakże wiem, że to dlatego, że moje komentarze to zazwyczaj elaboraty, nie umiem ich streszczać i do tego trochę czasu mi to zajmuje XD Ale jako, że kolejny masz dodać już za kilka dni, to nie mam wyjścia i piszę nawet z bólem głowy, który nie ustępuje od kilku godzin. :-(
    Sam rozdział z kolei przeczytałam zaledwie godzinkę po dodaniu i nadal nie wierzę, że byłaś w stanie tyle namachać w tak krótkim czasie. :-D
    No i znowu tyle rzeczy! I BYŁO BUZI <3333 matko, nawet mnie podjarała ta Sakura, która powoli temu uległa, echhh. Ale wiedziałam, wiedziałam, że to się stanie, od kiedy i Sasuke polazł do tego ogrodu! I niezmiernie mnie cieszyło przepędzenie uprzednio tego gbura.
    Z kolei okrutnie mnie zawiodła ta akcja z Nanami, raaaany, nie spodziewałam się, że którekolwiek z nich posunie się do czegoś podobnego teraz. Mam tak wyidealizowane pojęcie o miłości, że dosłownie mnie to BOLI, kiedy ludzie tak po drodze do swojej tru miłości, zbaczają z tej ścieżki dla jakichś randomowych osób i w ogóle. Nawet, jeśli zrobił to w przypływie zazdrości, Sasuke, masz minusa :-//////
    No i w końcu to, od czego powinnam zacząć:
    GRATULUJĘ! <3 Dobrze wiesz czego! Najśmieszniejsze jest to, że jeszcze miesiąc temu to Ty gratulowałaś mi, a tu zaledwie kilka tygodni i bach, sytuacja odwrotna! Straaasznie się cieszyłam, poważka, do tego ten remis XD Widziałam coś takiego pierwszy raz!
    No i czekam na rozdział, bo potrzebuję natchnienia! To znaczy, piszę niemal codziennie, ale miałam mały ustój ogólnie z tematyką Naruto, ale wczoraj od rana mi śmigało po głowie, tak zupełnie nagle iii skończyło się na tym, że od 19 oglądam walkę Naruto z Painem, teraz Sasuke i Itachiego ii w ten sposób dostarczam sobie jakiejś inspiracji chyba XD
    No, to wykańczaj tam to ładnie i dodawaj pryndko! Pozdrawiam cieplusio!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam ten twój komentarzyk ze dwa razy, co najmniej.
      A później zamiast zabrać się za odpisanie, co byłoby odpowiednią kolejnością, poszłam pisać sobie rozdzialik. A czemu nie.
      Toteż skoro już napisałam rozdzialik, to wypadałoby i odpisać! :D
      Co do Sasuke, to ja może uprzedzę. Zrobię z niego niepoprawnego kobieciarza! Tak niepoprawnego, że powinno to być karalne! xd
      Odpowiada mi wizja takiego Uchihy. Wiesz.. przystojny, ładna buźka, ciałko niczego sobie, tabun kobiet, zero ograniczeń.. no i Sakura. Gdzieś tam w jego głowie. Trochę chłopak pobłądzi, zanim się określi. I to chyba jest dla mnie najciekawsze! :D No i Nanami nie odczepi się tak szybko, myślę.. Będzie idealnym cierniem w oku Sakury, takim nie do wygrzebania! xd

      A no i dziękuje ci bardzo, bardzo bardzo! Ja również ogromnie się ucieszyłam! Prawdę mówiąc kompletnie się tego nie spodziewałam.. xd Bo gdzie ja, mała miernota wciśnięta tam gdzieś pomiędzy was wszystkich, tak cudownie piszących! :D
      Cały miesiąc się będę cieszyć, coś czuję.

      Szukaj tej inspiracji szukaj! Ja zazwyczaj znajduje ją w innych książkach, w ogóle nie związanych ze światem ninja xD Ale jakoś tak to zawsze wychodzi, że czytam powolutku i myślę jednocześnie. W końcu nie wiem co przeczytałam, ale wiem co pojawi się na blogu. :D
      No i wróciłam z tej Holandii, przede wszystkim! Mogłam pisać jak szalona, dzień i noc. Po tylu tygodniach odwyku, stukałam w tą klawiaturę prawie ze świętym namaszczeniem. Cholernie mi tego brakowało. :D

      Usuń
  4. Nie było mnie tu jakiś czas, ale w końcu zabrałam się do dalszego czytania. I mam jedno pytanie.. CO ONI DO CHOLERY WYPRAWIAJĄ?! Masakra jakaś! Już wcześniej pisałam, że Sasuke ma rozdwojenie osobowości, teraz jestem tego pewna w stu procentach. Faceci są okropni, jak w ogóle można robić coś takiego?! Trochę szkoda mi tej głupiej Nanami, posłużyła Sasuke jako chwilowe zapomnienie.
    Podoba mi się relacja Sakury i Kankuro, widać jak są ze sobą blisko. Jednak możliwe, że gdyby się tak nie zachował to Sasuke dogadałby się z Haruno. Ahh..

    OdpowiedzUsuń